niedziela, 23 stycznia 2011

Czy jedna osoba może coś zmienić?

"Na jednym z naszych nabożeństw nawróciła sie kobieta, która nie mówiła po angielsku. Przyszła do mnie i powiedziała przez tłumacza: - Chcę zrobić coś dla Boga.- nie bardzo wiedziałem co jej odpowiedzieć. Bariera językowa będzie problemem dla tej kobiety z Puerto Rico, ponieważ nasi pracownicy muszą być w stanie komunikować się z wszystkimi. Więc powiedziałem jej po prostu, by kochała dzieci. (...) Okazało się, że na tydzień przed rozpoczęciem jazdy autobusem znalazła kogoś, kto nauczył ją mówić po angielsku: "Kocham cię" i "Jezus cię kocha". Kiedy wsiadała do autobusu, zajmowała miejsce w pierwszym rzędzie. Następnie wybierała najgorzej wyglądające dziecko w grupie i brała je na kolana. Przez całą drogę do Szkoły Niedzielnej i z powrotem szeptała mu do ucha: "Kocham cię", oraz " Jezus cie kocha". To wszystko, co umiała powiedzieć- to było wszystko, co potrafiła zrobić. (...) Chłopczyk miał około 3ch lat. Był chudy i zawsze brudny. Jeszcze bardziej znaczący był fakt, że dziecko nigdy nie wypowiedziało ani słowa.(...) Każdej soboty siadał na schodach przed swoim mieszkaniem w oczekiwaniu na transport. I za każdym razem czekała na niego kobieta z Puerto Rico. Brała tę małą istotę w swoje ramiona i sadzała na kolanach. Następnie ciągle mu powtarzała: "Kocham cię" oraz "Jezus cie kocha". Mówiła mu to przez całą drogę do szkoły niedzielnej i z powrotem. robiła tak tydzień, po tygodniu. Tygodnie zmieniały się w miesiące, a ona była wierna w swoim działaniu. (...)Podczas podróży kobieta również wzięła chłopca na ramiona. "Kocham cię"- powiedziała mu- "Jezus cię kocha". Kiedy autobus zatrzymał się przed jego budynkiem, chłopiec nie wybiegł z autobusu, jak miał to w zwyczaju. Odwrócił się i po raz pierwszy w naszej obecności zaczął mówić. Spojrzał w swoją ukochaną panią i powiedział: "J...Jaa... ko...cham... cięęę... te... też". Chłopiec wziął w ramiona kobietę, która sie o niego troszczyła i mocno ją przytulił. Działo się to o 14:30 w sobotnie popołudnie. Wieczorem, około 18:30, ciało chłopca zostało znalezione przy wyjściu przeciw pożarowym. Po południu byliśmy świadkami przełomu w jego życiu, wieczorem zabiła go własna matka. Biła aż do śmierci, następnie włożyła do worka na śmieci i wyrzuciła. Nikt nie jest wykwalifikowanym chrześcijaninem- ale wszyscy mamy swoje zadanie do wykonania, nieprawdaż? (...) Jestem przekonany, że niebo powiększyło się o jednego małego chłopca dzięi kobiecie, która nie mówiła po angielsku, ale miała naglące pragnienie zrobienia czegoś dla Boga. Poświęciła swój czas, aby trzymać małe, brudne dziecko w swoich ramionach i mówić mu, że je kocha. Uczyniła ogromną zmianę w jego życiu. Nikt nie przekona mnie, że jest inaczej.(...) -Czy uważasz, że jedna osoba może coś zmienić?- Tak, uważam, że jedna osoba może coś zmienić."

"Niezliczona ilość "dobrych chrześcijan żyje i umiera, czekając na powołanie od Boga- i nigdy nic nie robią w czasie oczekiwania. Bóg może wyraźnie przemówić przez płonący krzak lub słup ognia, ale nie musimy czekać na taki znak.(...) Co byś zrobił, gdyby twój dom zajął się ogniem, a byłoby w nim twoje dziecko? Powiedziałbyś: "Nie wejdę, dopóki Pan mi tego nie powie"? Nie! Wtargnąłbyś niezwłocznie do środka, ponieważ twoje dziecko potrzebuje ratunku. Wiedziałem, że potrzeba jest powołaniem. To jest naprawdę proste. My sami skomplikowaliśmy to, tak jak wiele innych rzeczy w życiu."

Bill Wilson "Czyje to dziecko?" Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz